Book description:
Dopóki nie zaczną się święta Bożego Narodzenia, polski grudzień zazwyczaj wygląda dość ponuro. Śniegu jeszcze często nie ma, zimno, deszczowo, ciemno. "Sorry, taki mamy klimat" - ktoś mógłby powiedzieć, ale chyba chodzi tu także o aurę promieniującą z naszej przeszłości. Dwie "grudniowe noce" z 1970 i 1981 roku wryły się głęboko w polską historię. W tym numerze "Pamięci.pl" nie możemy o nich nie pamiętać.
Najtragiczniejszym akordem Grudnia 70 była masakra w Gdyni, ale przecież nie mniej dramatyczny przebieg miały zamieszki w innych miastach. Wydarzenia z okresu robotniczej rewolty w Szczecinie opisuje Michał Paziewski. Dekadę po tych "wypadkach" - jak eufemistycznie nazywała strzelaninę rządowa propaganda - nastała jeszcze dłuższa noc - stan wojenny. Wśród tej nocy coraz donośniejszy był głos rzecznika prasowego rządu, Jerzego Urbana, który w tym czasie z jeszcze większą niż dotychczas gorliwością zbierał punkty w kategorii na najbardziej znienawidzoną postać. Manipulacje, kalumnie, pospolite kłamstwa i bezczelność komunistycznego propagandzisty sprawiły, że zaczęto go porównywać z ministrem propagandy III Rzeszy, Josephem Goebbelsem. Działania Urbana opisuje Grzegorz Majchrzak.
Z grudniowymi nocami kojarzy się jeszcze jedna postać - Stanisław Kociołek, pamiętany głównie ze swego tragicznego w skutkach apelu do gdyńskich robotników o powrót do pracy. Czasem pojawiają się opinie, że został on wprowadzony w błąd, że komunikat, który doprowadził do masakry, był rezultatem nieporozumienia. Nawet jeśli tak było, to Kociołek w żaden sposób nie może zostać zaliczony do pezetpeerowskich "gołębi". Był jednym z tych aparatczyków, którzy opowiadali się za zdecydowanymi, siłowymi działaniami. Także po Grudniu 70, o czym pisze Filip Gańczak.
Grudniowe noce by nie przeminęły - i to we wszystkich demoludach - gdyby nie wytrwałe działanie opozycji demokratycznej i wymiana wzajemnych doświadczeń, a nierzadko też pomoc. O spotkaniach dysydentów na polsko-czechosłowackiej granicy przypomina w swoim artykule Kamil Dworaczek.
Od dawna się mówi, że każda rewolucja pożera własne dzieci. Robert Spałek analizuje w tym numerze charakterystyczną - można by wręcz rzec: immanentną - cechę komunizmu, a mianowicie cyklicznie odbywające się czystki. Nawet najwyżej postawieni dygnitarze i najbardziej zasłużeni towarzysze nie mogli być pewni dnia ani godziny. Szkoda, że ta machina autodestrukcji nie była skuteczniejsza.
Do numeru dołączyliśmy film dokumentalny Próba generalna, opowiadający o zdławieniu strajku w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej - tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego.